LOVE



Jestem ptaszkiem, jestem ćwierkającym skowronkiem, och spójrz w moje źrenice. Powiększają się na Twój widok, skupiam się na Tobie moja ukochana, ma Julio najpiękniejsza na kuli ziemskiej, zechciej podarować mi tysięczny pocałunek. Ujmij mą dłoń i obejmij mnie bezpiecznymi ramionami, och podaruj mi swą miłość raz jeszcze, niech te chwile będą znów wyjątkowe. BLA BLA BLA. Czy zakochani ludzie posiadają mózg? Nie sądzę. Aczkolwiek czasami, ale niestety bardzo rzadko, przejawia się u nich moment przebłysku. Zazwyczaj w czasie drobnego kryzysu, spowodowanego tym, że dziubdziaczek czy rybeńka zrobiło coś nie tak jak trzeba, bo miało zrobić inaczej – tak jak chce ta druga osoba, bo przecież należymy do siebie. Miłość jest taka piękna – trajkoczą głupcy, naiwni bezmózgowcy, którzy najzwyczajniej wpadli w sidła przebrzydłego potwora – amora. Jakież mam szczęście, że patrzeć mogę na rzeczywistość w prawdziwy sposób, odróżniając ją od fikcji. Dziś znów spałam na łóżku małżeńskim z nogami po lewej stronie, a głową po prawej a na dodatek rękoma rozłożonymi szeroko. Tak jest mi przyjemnie, nie wyobrażam sobie dzielenia mojej intymnej przestrzeni dającej mi relaks i regenerację, z kimś zupełnie obcym. Zwlekam się z łóżka, nie muszę nikomu chuchać w twarz przy buziaczku na ‘dzień dobry’, bo nie oszukujmy się ale z rana nie wytaczamy z ust woni czekoladowej. Kiedy już wreszcie dotrę do kuchni, jem pożywne śniadanie składające się z białego chleba z nutellą. Przepełnia mnie radość, czekolada dostarcza mi potrzebnych endorfin. Nikt za uszami nie zrzędzi, że powiększy mi się cellulit, urośnie mi dupa czy tam coś jeszcze innego. Ubieram się i jadę do biura, pracuję osiem godzin wytrwale, wytężając umysł. Jestem perfekcjonistką w pracy, nie piszę smsów, nie telefonuję do znajomych. Kiedy wracam, gotuję to na co mam ochotę, nie jem czegoś, czego nie lubię. Zajmuję całą kanapę w najprostszej pozycji, bez gniecenia się i wiercenia. Oglądam seriale, nikt nie pragnie przełączania na mecz. Wieczorami okupuję łazienkę, uwielbiam długie kąpiele i godzinne zabiegi kosmetyczne. Kładę się spać w słodkiej piżamce, nie seksownej bieliźnie ze sznurkiem między pośladkami. Nago jest mi zimno, więc ta opcja odpada również. Weekendy spędzam z koleżankami, imprezuję kulturalnie, wracam o której chcę. Jeśli nie chcę, nie wracam i nikt nie robi mi z tego powodu awantury. Dostrzegam na chwilę obecną (oraz na najbliższe stulecie) jedynie pozytywy nie bycia w związku. Relacje damsko-męskie opierające się na czułościach, wspólnym mieszkaniu, zaufaniu, gderaniu o głupotach, idealizowanie siebie nawzajem, ograniczanie się czy choćby noszenie złotych krążków z grawerem na palcach? Nie, dziękuję. Bycie singlem ma same zalety. Kiedy patrzę na znajomych, pochłoniętych namiętnością – jest mi niedobrze. Nazywanie się zwierzątkami, kochaniami i wszelakimi określeniami, które nie są naszymi imionami? Niedorzeczne i śmieszne. W dodatku nie można normalnie porozmawiać o czymś neutralnym, bo zawsze wtrącane są historyjki rodem z telenoweli : BO MY Z MISIACZKIEM (...). Jak tu nie zwariować?


3 komentarze:

  1. Przeczytaj sobie mój post "Dzień z życia singla" i ostatnie posty. Jeśli chcesz oczywiście. Gdzie widzisz więcej szczęścia?
    Też byłam taka jak Ty.

    OdpowiedzUsuń