You had my heart inside of your hand

Wstaję rano i nie smakuje mi moja ulubiona kawa. To znak, że w moim życiu dzieje się coś niedobrego, bo przecież uwielbiam duży kubek gorącego, kofeinowego napoju z mlekiem. Otwieram lodówkę trzeci raz pod rząd i następnie ją zamykam, nie mogąc się zdecydować czy wolę nieświeży jogurt, znów jajecznicę czy po prostu płatki z mlekiem. Jak zwykle zapomniałam zrobić zakupy, to wszystko przez ten cholerny mętlik w głowie. Przez ostatnie dni ogarnia mnie chaos, wsysa mnie w otchłań bezsensowności. Mam wrażenie, że moja droga kończy się nad przepaścią, choć właściwie kilka metrów obok jest niestabilny most, który wygląda jakby za chwilę miał się rozpaść. Stoję i patrzę w dół - mam lęk wysokości. Żadna opcja nie wydaje mi się właściwa, boję się przeraźliwie zrobić kroku w przód czy w bok. Nie cierpię podejmować ryzyka, odwracam się za siebie. Nagle ścieżka zniknęła, a za mną pomieszanie z poplątaniem. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę już zawrócić, muszę podjąć decyzję. Jeśli pójdę do przodu, od razu rozbiję się o skały. Zaś jeśli wybiorę rozpadający się most, mam szansę na przeżycie. Wybieram jajecznicę z trzech jajek, bez tłuszczu na teflonowej patelni. Obawiam się wysokiego poziomu cholesterolu. Włączam telewizor i wszędzie poranna porcja wiadomości, tak dla osłodzenia życia o tym, że wszędzie wojny, wypadki i tragedie. Zrezygnowana wybieram muzykę, uruchamiam radio. One Direction, Justin Bieber i Miley Cyrus po kolei na wszystkich trzech stacjach, które mój odbiornik może zaserwować. Na jakim świecie ja żyję? Jestem więc skazana na ciszę, przerywaną dźwiękiem przeżuwanego śniadania. Na stole leży pudełko po papierosach, pusta butelka po piwie i mnóstwo papierków. Co za syf - myślę i kładę się na kanapie. Próbuję dotrzeć do mojego umysłu i znaleźć odpowiedź na pytanie, które mnie nurtuje. Chodzi o to, że nie czuję siebie, nie wiem nawet czy bije mi serce. A jeśli bije - bo przecież bić musi - to dlaczego tak powoli i jakoś mało intensywnie? Błądzę we wszechświecie, nie mogę znaleźć sobie miejsca. Jestem niczyja, nieswoja i nic nie wiem. Przeczytałam tyle poradników, mądrych książek filozofów i na nic mi się to nie przydało. Znam teorie, suche fakty, słyszałam o magicznym działaniu jogi, która ponoć wycisza. Miałam nawet zamiar medytować, żeby odnaleźć sens istnienia, przynajmniej mojego. Tymczasem tkwię w czarnej dziurze, czterech ścianach samotna i brudna. Ubyło mnie już kilka kilogramów, z czego właściwie powinnam się cieszyć, bo zawsze chciałam schudnąć. Wtedy żadna dieta mi nie pomagała, moje postanowienia były ważne co najwyżej dobę. Nasuwa mi się taka refleksja, że to wszystko przez tego idiotę, który wywrócił moje życie do góry nogami. Utuczył mnie wódką z coca colą, pizzą i tymi romantycznymi wieczorami. Utuczył mi duszę, która była wypełniona jego miłością. Czy aby na pewno miłością? Teraz wszystko nabiera innego znaczenia, w bajkach miłość to była miłość. Kończyła się słowami ' i żyli długo i szczęśliwie '. Gówno prawda, ja umarłam i nie jestem szczęśliwa. On wybrał wyuzdane dziwki bez serca, bo one nie sprawiają problemów i nie czepiają się o byle co. Zdeptał mnie jak małą mrówkę, niby niechcący. Wpadłam w jego pajęcze sidła - ja mucha, która umiała latać. Jestem zjedzona do połowy, gniję z tego psychicznego bólu. Boli mnie mózg, bardzo boli - a myślałam, że go nie mam. Przynajmniej kochałaś - powiedziałaby moja matka, która przez całe życie żyła bez ojca. Szkoda mi samej siebie, bo nie pamiętam kiedy się kąpałam. Chyba dwa tygodnie temu, kiedy jeszcze liczyłam na to, że wróci i pocałuje mnie na dobranoc. Byłam taka silna, a teraz kruszę się jak ściśnięty w dłoni herbatnik. Mam ochotę na czekoladę. Pamiętam ten smak mlecznej milki na jego ustach. Pamiętam też jak krzyczał na mnie, że on nie chciał związku ani zobowiązań. A ja głupia oddałam mu wszystko co miałam cenne, zarówno cnotę jak i serce. Chyba jednak wejdę na ten most, jeśli spadnę to trudno, ale może po tej drugiej stronie świeci słońce. Tak strasznie mi zimno, lodowate dłonie i stopy, których nie ma kto ogrzać. Koc jest w drugim pokoju, nie mam siły ani ochoty wstawać - więc marznę. I wracam wspomnieniami do tych poranków kiedy otwierając oczy widziałam jego twarz, do szalonych nocy gdy włóczyliśmy się po mieście. Tęsknota zżera mi resztki człowieczeństwa. Przekręcam się na bok i zasypiam, kiedy śpię jesteś jeszcze mój.

2 komentarze:

  1. To też fikcja? Bo odnajduję tu siebie.

    Chyba jeden z lepszych blogów na jakich byłam ostatnio.. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wszystko fikcja, z elementami wspomnień, moimi odczuciami z przeszłości. Tak sobie przeplatam, ale historie ogólnie wymyślone ;)

    OdpowiedzUsuń